Zapach spalin i starych siedzeń mieszał się z delikatnym aromatem perfum Kasi, gdy wtuliła się w ciemny kąt autobusu. Półpróżny pojazd kołysał się rytmicznie, a światła latarni migotały za szybą jak nieśmiałe spojrzenia. Od dwóch tygodni w jej głowie powtarzał się ten sam obraz – dłonie sunące po udach, palce zagłębiające się tam, gdzie pulsował żar.
„Nikt nie zauważy…” – pomyślała, rozsuwając nogi pod granatową spódnicą. Pierwsze dotknięcie przez rajstopy było jak iskra – elektryzujące, nielegalne. Westchnęła cicho, gdy opuszki palców narysowały krąg wokół łechtaczki. Tylko raz. Tylko żeby się odprężyć.
Ale ciało domagało się więcej.
Pod bluzą piersi nabrzmiały, sutki stwardniały pod koronkowym stanikiem. Lewą dłonią ścisnęła jeden z nich przez materiał, wyobrażając sobie, że to czyjeś usta. Może tamten mężczyzna z tyłu, który przed chwilą na nią spojrzał? Prawa ręka pracowała już pod warstwą nylonu, palec wskazujący i środkowy tańcząc w takt uderzeń serca.
Autobus wjechał w tunel, a ciemność stała się wymówką. Kasia przygryzła wargę, przyspieszając ruchy. Nagle – czy to możliwe? – kierowca w lusterku odwrócił głowę. Ich oczy spotkały się na ułamek sekundy. Zamiast strachu, poczuła przypływ adrenaliny. Widzi mnie. Wie.
Orgazm nadciągnął jak huragan. Plecy wygięły się łukiem, a stopa uderzyła w sąsiednie siedzenie. Palce zalśniły w świetle lampy, gdy skurcze wstrząsały jej brzuchem. „Boże…” – wyszeptała, chwytając się poręczy.
Gdy autobus zatrzymał się na jej przystanku, Kasia poprawiła spódnicę z niewinnym uśmiechem. Tylko lekko drżące dłonie zdradzały prawdę: ta podróż nigdy nie była zwykłą drogą do domu.
Dodaj komentarz