Ławka przy gliwickiej palmiarni tonęła w złotym blasku zachodzącego słońca, a powietrze było gęste od zapachu przegrzanych liści i słodkiej woni kwitnących roślin. Jolanta i Ola siedziały tak blisko, że ich uda ocierały się o siebie przy każdym oddechu. Czuły nawzajem ciepło swoich ciał, a w tej bliskości kryło się napięcie, które od tygodni narastało jak rozgrzany drut pod skórą.
— A gdyby tak… spróbować? — wyszeptała Jolanta, patrząc Oli prosto w oczy. Jej głos był niski, chrapliwy, jakby już połknęła połowę tego, co chciała zrobić.
Nie odpowiedziała słowami. Powoli nachyliła się, a ich wargi zetknęły się w krótkim, ledwie kontrolowanym muśnięciu. Potem wcisnęły się w siebie mocniej, goręcej. Język Jolanty drgnął, a Ola wykorzystała tę chwilę, wślizgując się do środka — mokry, wilgotny ruch, który od razu spiął im mięśnie brzucha.
Smakowały siebie zachłannie, języki krążyły, czasem muskając, czasem wbijając się głębiej, jakby chciały się połknąć. Ich oddechy stawały się cięższe, przerywane, a mokry dźwięk pocałunków mieszał się z cichymi, urywanymi westchnieniami…
Dłonie, które początkowo spoczywały spokojnie, ruszyły w górę i w dół — po karku, po ramionach… Ola wsunęła palce we włosy Jolanty, ciągnąc lekko, co wywołało głębokie, drżące westchnienie. W tym samym czasie Jolanta pozwoliła dłoni opaść na udo Oli i lekko je rozchyliła, wodząc kciukiem tuż przy krawędzi szortów.
Ich języki pracowały w rytmie, który rozlewał się się jak lawa — wyczuwały , jak ich łechtaczki zaczynają pulsować, jak wilgoć sączy się po majtkach, przy każdym mocniejszym, dłuższym zetknięciu warg. Ola oderwała usta, ale tylko po to, by przygryźć dolną wargę Jolanty i zaraz znów zanurzyć się w niej z językiem, głębiej, wolniej, bardziej ślisko.
— Czujesz to? — wychrypiała Jolanta
— Mhm… jakbyś pieprzyła mnie samym językiem — odszepnęła tamta, wpychając kolano między uda przyjaciółki.
Jola rozchyliła je szerzej, ocierając się o kolano i czując, jak majtki kleją się od środka. Pocałunek stał się jeszcze bardziej bezwstydny — języki skręcały się, usta były rozchylone, ślina spływała w kąciki, a one spijały siebie nawzajem bez opamiętania.
Świat zniknął — został tylko zapach wilgotnych roślin, dźwięk ciężkiego oddechu i ten mokry, rytmiczny taniec, który jednocześnie pieścił ich usta i rozdzierał od środka.
Gdy słońce schowało się całkiem, a palmiarnia tonęła w półmroku, Jolanta i Ola wciąż stykały się ustami. Wilgoć nie ograniczała się już tylko do ich pocałunku — czuły ją między udami. Nie przestały. Nie zamierzały…
Dodaj komentarz