Kasia obudziła się nagle. Coś było nie tak.
Na jej skórze — zimno. To nie był naturalny zwykły chłód poranka, ale wilgoć metalu. Coś pod palcami… gładkiego. Śliskiego. Pachniało krwią. I formaliną. Cuchnęło śmiercią.
Otworzyła oczy. Ciemność. Tylko czerwone światło awaryjne majaczyło gdzieś ponad nią. Spróbowała się podnieść — z trudem. Pokrywa nad nią skrzypnęła i otworzyła się gwałtownie. Wtedy zrozumiała.
Leżała naga w lodówce prosektoryjnej.
Obok niej — sztywne ciała, owinięte w szarą folię. Niektóre już rozcięte. W jej nozdrzach pulsował zapach wypływającego płynu ustrojowego i środków konserwujących.
— Co… kurwa…? — wyszeptała, gdy sięgnęła ręką do ust. Poczuła… kły. Ostro zakończone, wystające z dziąseł jak broń.
Wspomnienia uderzyły jak lawina.
Eksperymentalna surowica…
Projekt, który miała testować. Miało „tylko zwiększyć wrażliwość sensoryczną”. Reakcje miały być czasowe, odwracalne. Zamiast tego: ciemność, ból… i to pierdolone przebudzenie wśród trupów.
Ale teraz wszystko czuła intensywniej. Jej ciało pulsowało energią. Sutki były sztywne, bolesne od napięcia. Skóra — rozpalona. Każdy zapach, każdy dźwięk — odczuwany głęboko, fizycznie, zwierzęco. Była głodna. Ale nie tylko krwi.
Przede wszystkim — seksu.
Instynkt
Wyszła z lodówki powoli, jej sylwetka odbijała się w metalicznej powierzchni lodówek z numerami. Przemknęła przez prosektorium, naga, pokryta tylko cienką warstwą potu i chłodu. Ciało napięte, sprężyste. Gotowe.
Jej wyostrzone zmysły poprowadziły ją automatycznie do wyjścia.
Akademik.
Znajomy, ciasny. Cisza nocy. Za drzwiami – rytmiczne oddechy, pojedyncze bicie serc. Jedno z nich – szybkie, nierówne, niespokojne.
Tomek.
Kolega z roku. Były kochanek. Albo tylko fantazja. Do dziś.
Nie potrzebowała klucza. Złapała za klamkę i nacisnęła. Cichy zgrzyt. Drzwi otwarte.
W środku półmrok. I on — śpiący nago, rozrzucony na pościeli. Jeden jego bok był ledwie przykryty prześcieradłem. Jego członek — półsztywny, pulsujący, jakby jego ciało już czuło, co nadchodzi.
Kasia przykucnęła przy łóżku. Westchnęła głęboko. Jej dłoń powędrowała do jąder. Ciepłych. Miękkich. Delikatnie je pogładziła, potem musnęła językiem. Zadrżał.
Drgnął.
Jej palce otoczyły jego penisa — twardniał błyskawicznie. Już był gotowy.
Tomek otworzył oczy.
— Kasia…? Co do…
Nie zdążył dokończyć.
Przygwoździła go do łóżka jednym ruchem uda.
— Nie mów. — Jej głos był inny. Gardłowy. Głęboki. Głodny. — Po prostu czuj.
Żar
Jej dłoń prowadziła go bezpośrednio do siebie. Czuł ciepło, wilgoć, jakby jej cipka była rozżarzonym piecem. Usiadła na nim powoli, pożerając go swoim wnętrzem centymetr po centymetrze. Zacisnęła się na nim od razu — ciasno, gorąco, bezwstydnie mokro.
— O kurwa… — stęknął, ale nie próbował się już bronić.
Jej ruchy były dzikie. Szybkie. Nie czekała na rytm — narzucała go. Jej biodra wędrowały w górę i spadały z brutalną siłą, jej łechtaczka ocierała się o jego kość łonową, podsycając własną rozkosz. Każdy skurcz pochwy był jak ssący uścisk. Pracowała na nim jak maszyna — rytmiczna, precyzyjna, nienasycona.
Wpiła się zębami w jego szyję. Kły przebiły skórę, a krew wlała się do jej ust. Ciepła, słona, gęsta. Chłonęła ją zachłannie, a jednocześnie przyspieszała tempo, aż jego biodra zaczęły drgać pod nią jak w padaczce.
— Dawaj. Dawaj mi wszystko. — warknęła, zlizywała krew z jego szyi, jej język gorący, brutalny.
On jęczał. Drżał. Nie mógł już się powstrzymać.
— Zaraz… zaraz…
— Nie teraz. Jeszcze. — zasyczała i znów poruszała się gwałtownie, ciasno, głęboko, aż jego ciało eksplodowało.
Finale
Gdy jego sperma zaczęła wylewać się z niej przy każdym skurczu, ona również szarpnęła się w konwulsji. Jej cipka pulsowała dziko, orgazm wstrząsnął nią od środka. Krzyczała — dziko, nieludzko. Fala dreszczy przetaczała się przez jej mięśnie.
Ale to było za mało.
Ona wciąż czuła głód.
Tomek leżał wyczerpany. Oddychał płytko. A Kasia, cała mokra, jeszcze wciąż siedząca na jego biodrach, powoli się podniosła.
Spojrzała na niego. Jej oczy błyszczały. Jej ciało drgało. Jej wnętrze wciąż potrzebowało więcej.
Odwróciła się. Spojrzała w stronę drzwi.
Za nimi było tyle serc. Tyle oddechów. Tyle ciepła.
Jej naga sylwetka zniknęła w korytarzu.
Epilog
Na łóżku został tylko Tomek. Senny. Blady. Na jego szyi powoli zastygała krew. Prześcieradło było mokre — od potu, spermy, i jej śluzu. A na prześcieradle, tam gdzie jeszcze chwilę temu znajdowała się jej miednica… mała kałuża, różowa od wymieszanej wilgoci i posoki.
Z sufitu spływała kropla kondensacji. Uderzyła w podłogę.
Cisza. Ale nie na długo.
Bo nienasycona ruszyła dalej.
Dodaj komentarz