Galeria w Katowicach huczała stłumionym echem kroków i rozmów, ale dla Anny świat zewnętrzny właśnie przestawał istnieć. Jej wzrok, od wejścia do sklepu, spoczął na jedynej jedynej rzeczy, która miała znaczenie – na sukience zawieszonej na osobnym wieszaku, jak święty relikwiarz. Nie była to zwykła kreacja. Składała się z dwóch warstw: gęstego, granatowego jedwabiu i narzuconej nań czarnej, ażurowej koronki o agresywnym, kwiatowym splocie. W dotyku była jak powiew gorącego wiatru, ledwie wyczuwalna na opuszkach palców.
Przymierzalnia była ciasnym, klaustrofobicznym sześcianem, oświetlonym bezlitosnym, chłodnym światłem, które odbijało się od wielkiego, pionowego lustra. Anna zsunęła z siebie codzienne ubranie, czując chłodniejsze powietrze na nagiej skórze. Ostrożnie wsunęła sukienkę. Jedwab otulił jej ciało, musnął piersi, brzuch, uda, chłodny i podniecający jak dotyk nieznanego kochanka. Zapięła cienki zamek, który biegł wzdłuż kręgosłupa, od samego dołu pleców aż do karku.
Gdy stanęła przed lustrem, oddech uwiązł jej w gardle. To, co ujrzała, nie było już tylko Anią na zakupach. To był ktoś zupełnie inny. Ktoś śmiały.
Granatowy jedwab perfekcyjnie modelował jej sylwetkę, podkreślając wąską talię i krągłe biodra. Ale to przezroczysta, czarna koronka działała jak zaklęcie. Odsłaniała dekolt tak głęboko, że widoczne były nie tylko obłe kształty jej piersi, ale i niemal cały ich dolny łuk, aż do ciemniejszych otoczek sutków, które, stymulowane jedwabiem, stwardniały, rysując się wyraźnie pod cienką tkaniną. Bok sukienki, od pachy do biodra, był całkowicie otwarty, odsłaniając gładki, opalony fragment jej torsu i mocne biodro. Plecy były niemal zupełnie odsłonięte, a jedyną ich podporą zdawał się być cieniutki zamek.
Przesunęła dłonią po biodrze, czując pod opuszkami gładkość skóry i delikatny wzór koronki. Jej wzrok w lustrze był ciemny, pełen pożądania – do siebie, do tej kobiety, którą widziała, do tej sytuacji. Czuła, jak wilgoć zbiera się między jej nogami, naglące, ciepłe pulsowanie warg sromowych.
Zasunęła szczelnie flanelową zasłonę przymierzalni, tworząc swój własny, intymny świat. Opadła plecami na chłodną ścianę, nie odrywając wzroku od swojego odbicia. Dłoń wsunęła pod sukienkę, której luźne połacie i tak nie zasłaniały wiele. Palce bezpośrednio, bez przeszkód, dotarły do już mokrej szczeliny jej krocza. Rozchyliła wilgotne wargi sromowe, które były nabrzmiałe i gorące od narastającego podniecenia. Jej opuszki natrafiły na łechtaczkę, twardą jak mały koralik, i zaczęły wykonywać szybkie, wprawne, bezlitosne ruchy.
Patrzyła sobie prosto w oczy w lustrze, widząc, jak jej policzki pokrywają się rumieńcem, a usta rozchylają w niemym westchnieniu. Widziała, jak pierś unosi się szybkim oddechem, a sutki twarde jak główki gwoździ rysują się na jedwabiu. Dźwięk wilgotnych, miarowych pociągnięć wypełniał ciasną kabinę. Myślała o tym, jak to jest być widzianą w tej sukience. Pożądanej i żądnej. Poczucie ekshibicjonizmu i własnej, dzikiej atrakcyjności podkręcało ją jeszcze bardziej. Jej ruchy przyspieszyły, oddech stał się chrapliwy. Czuła, jak napięcie rośnie w jej podbrzuszu, gorąca fala nadciągającego orgazmu. Z głębi gardła wydobył się stłumiony jęk, a jej ciało zesztywniało, opierając się o ścianę przymierzalni. Fala rozkoszy wstrząsnęła nią od stóp do głów, pozostawiając ją drżącą i oszołomioną.
Stała tak przez chwilę, z zamkniętymi oczami, zbierając siły. W końcu otworzyła oczy i spojrzała na swoją rozpromienioną twarz w lustrze. Uśmiechnęła się do siebie zmysłowo, dumnie. Bez wahania zebrała swoje codzienne ubranie i wyszła z przymierzalni, by… kupić tę pieprzoną sukienkę! Nie zapakowała jej do torby. Wyszła w niej z galerii, czując na każdym centymetrze skóry powiew wiatru i spojrzenia przechodniów.
Kierowała się w stronę Parku Śląskiego, a słońce ogrzewało jej odsłonięte plecy i ramię. Z każdym krokiem jedwab muskał jej jeszcze podnieconą skórę, a pomiędzy nogami czuła przyjemne, wilgotne ciepło i wspomnienie niedawnej rozkoszy. Szła, by pokazać się światu. Była gotowa na wszystko, co przyniesie ten wieczór. Ten spacer dopiero się zaczynał…
Skomentuj Mary Anuluj pisanie odpowiedzi