Park Śląski tonął w złotym świetle późnego popołudnia. Słońce rozciągało cienie drzew, tworząc na ziemi mozaikę światła i chłodu. Ścieżki wiły się jak myśli po lekturze – a Edyta, studentka filozofii, szła jedną z nich, z tomem Nietzschego pod pachą i ciężarem ciała, którego zaczęła być aż za bardzo świadoma.
Ubrana w zwiewną, białą koszulkę bez stanika, z legginsami oplatającymi biodra, wyglądała jak manifest antyestetyki – prosta, bez makijażu, bez biżuterii, bez planów. Ale jej skóra mówiła coś innego. Była napięta. Wilgotna.
Gotowa.
Pierwsze tarcie
Wiatr zerwał się niespodziewanie. Powietrze uniosło brzegi jej koszulki, a potem zsunęło ją lekko na bok. Materiał przylgnął do jej nagich piersi. Cienki, bawełniany, nasiąknięty potem, wciskał się w każdą krzywiznę.
Edyta przystanęła.
Sutki — stwardniałe jak guziki alarmowe — zareagowały natychmiast. Ich delikatne brodawki zostały ściśnięte między włóknami materiału. Każdy krok, każdy oddech, każdy ruch ramienia… był torturą.
Zamknęła oczy. Czuła, jak napięcie z klatki piersiowej schodzi w dół – przez brzuch, przez biodra, do krocza.
Jej cipka już pulsowała. Była wilgotna. Gorąca. Naprężona jak struna. Poczuła, jak śluz rozlewa się w majtkach, jak opina wargi sromowe i sączy się powoli przez cienki materiał legginsów.
Dotyk drzewa
Ścieżka zwęziła się. Gałęzie muskały jej ramiona. Materiał koszulki napinał się jeszcze mocniej. Szew przesunął się po brodawce i przejechał przez nią jak ostrze. Edyta jęknęła. Zatoczyła się i oparła dłoń o chropowaty pień dębu.
– Nie… nie teraz… – wyszeptała.
Ale jej ciało miało inne plany.
Sutki: Przeładowane. Każdy impuls nerwowy przetaczał się jak iskra przez mózg.
Krocze: Wargi sromowe spuchnięte, nabrzmiałe, oblepione śluzem. Łechtaczka wysunięta, twarda jak zębatka zegara.
Mięśnie ud: Naprężone, gotowe. Drgające.
Edyta rozsunęła lekko nogi. Nie dotykała się – nie musiała. Wszystko, co się działo, było wystarczające. Koszulka ocierała się o jej sutki jak język. Legginsy tarły o jej cipkę jak ciepła, szorstka dłoń.
Była własnym instrumentem.
Orgazm między drzewami
I wtedy uderzył wiatr. Mocny, ostry, dokładny.
Koszulka przykleiła się do piersi. Szwy napięły się i wżarły w sutki jak żywe ostrza.
Edyta krzyknęła — ale nie ze strachu. Z przyjemności. Fala rozkoszy uderzyła z siłą pioruna.
Pierwszy impuls: Brzuch zesztywniał. Ciało zamarło w bezruchu.
Drugi impuls: Usta otwarte w niemym krzyku. Z cipki wystrzelił strumień przezroczystego płynu — squirt — który przesiąkł przez legginsy i trysnął na trawę jak fontanna z rozpustnej duszy.
Trzeci impuls: Sutki pulsowały w szczytowym napięciu. Edyta upadła na kolana, dłonie w trawie, głowa odrzucona do tyłu.
Jej orgazm trwał… i trwał… i nie chciał się skończyć. Cipka kurczyła się rytmicznie, pulsując, wyrzucając z siebie śluz. Sutki paliły. Skóra pulsowała. Serce waliło jak młot.
Filozofia ciała
Gdy opadła na bok, cała roztrzęsiona, wilgotna, rozpalona – książka wypadła jej z dłoni. Tom Nietzschego leżał w trawie, otwarty na przypadkowej stronie.
Edyta spojrzała na cytat:
„Człowiek jest czymś, co należy przezwyciężyć.”
Zaśmiała się. Histerycznie. Szczęśliwie.
— No to, kurwa, przezwyciężyłam.
Wstała powoli. Legginsy przyklejone do ud. Koszulka wilgotna, sutki nadal twarde, wyraźnie widoczne. Nie było jej wstyd. Nikt nie widział. A nawet jeśli…
Park Śląski właśnie stał się jej świętym miejscem.
Przesunęła dłonią po piersi. Sutki drgnęły.
Uśmiechnęła się. I ruszyła dalej.
Skomentuj Moniks Anuluj pisanie odpowiedzi